Felieton Wieśka 049
„WNERWIENIE, CZYLI RZECZ O SPRAWOZDAWCACH SPORTOWYCH”

Marcin Sielowski 2012-01-23 00:00

Zawsze kiedy zbliża się termin wysłania tekstu do publikacji szukam w głowie tematu. Czasem zdarza się, że ktoś coś powie, podrzuci jakąś myśl, jedno zdanie albo zaledwie słowo i można już pisać. Niestety bywa i tak, że ta myśl ulatuje z głowy bo przecież kilka otworów w niej jest. Radzę sobie z tym, zapisuję gdzie mogę a potem staram się obudować myśl tekstem. Niestety czasem bywa tak, że w głowie jest zupełna pustka. Na to też mam swój sposób. Właśnie teraz wprowadziłem go w życie. Wiecie co to za sposób? Siadam i zaczynam pisać, tak jak teraz. Po kilku zdaniach coś zaczyna się gdzieś w środku zapalać i pojawia się temat. Teraz też tak się dzieje.

DZISIAJ  BĘDZIE  O  SPRAWOZDAWCACH  SPORTOWYCH.

Oj, sami wiecie, że oni czasem potrafią nas nieźle nakręcić i to niekoniecznie w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Pół biedy kiedy jest to piłka nożna, zawsze można sobie wyłączyć ględzącego byle co sprawozdawcę chociaż traci się wtedy stadionową atmosferkę. Gorzej jest kiedy transmisja jest np. z lekkiej atletyki, biegów narciarskich albo kolarstwa. Taki sprawozdawca pomaga albo raczej powinien nam pomagać w odbiorze widowiska.

BIEGANIE | BIEGI | BIEGAĆ | MARATONY | MARATON

 

W tym fachu, tak jak w innych, są prawdziwi mistrzowie (jak to z mistrzami bywa jest ich niewielu), są dobrzy fachowcy i są niestety nieudacznicy. Mistrzem świata nieudaczników był kiedyś redaktor TVP, Stefan Rzeszot, który w Kijowie, przez osiem minut relacjonował mecz Dynamo Kijów – Bayern Monachium, myląc drużyny. Na Fomienkę mówił, że to Beckenbauer, chociaż tydzień wcześniej był z Beckenbauerem na obiedzie. Potem tłumaczył się, że siedział za daleko.
MASAKRA!!! To nie kawał. Tak było.

Po jednym z półmaratonów w Pile oglądam retransmisję z biegu i sprawozdawca (w sumie fajny gość i mój kolega sędzia koszykówki) w pewnym momencie mówi coś takiego:

”Czołówka to tych sześciu biegaczy a cała ta reszta to już właściwie nie ma po co biec. Biegną dla siebie, to już rekreacja”.

Usłyszałem to i nie wierzyłem własnym uszom. Mało nie spadłem z krzesła. Co było prawdziwe w tych zdaniach. To, że czołówka składała się z 6 biegaczy no i może to, że „biegną dla siebie”. Cała reszta to bzdura!!! I kompletny brak czucia sportu. Przecież wszędzie tam gdzie pojawia się rywalizacja nie ma rekreacji, to wynika z definicji. Po drugie Ta cała reszta (jak określił to redaktorek) WALCZY. Ta reszta walczy o jak najlepszy czas, o jak najlepsze miejsce, o życiówkę, o to żeby pokonać kolegę, czy koleżankę. Ci ludzie przekraczają bariery, przezwyciężają własne słabości, pokazują, że nie liczy się wiek, zawód, pieniądze tylko praca, ciężka praca treningowa i wiara we własne siły. Może gdyby kiedyś stanął na starcie takiego półmaratonu i spróbował powalczyć, zrozumiałby o czym mówi.

Słucham czasem tego co mówi pan Marek Jóźwik komentując biegi narciarskie i są momenty kiedy trudno mi wytrzymać. Jego lekkoatletyczne komentarze toleruję ale to co robi komentując biegi narciarskie to porażka. Lepiej wtedy przełączyć się na Eurosport. Dobrze, że coraz częściej wspomaga go była biegaczka Bernadeta Bocek-Piotrowska. Oczywiście w komentarzach Marka Jóźwika nie brakuje emocji i za to go cenię ale to jakie bzdury czasem opowiada np. o tętnie zawodniczek świadczy o tym, że wszystko przekłada do swojego dawnego biegania na 110 m przez płotki. Na tym kończy się jego wiedza o zakwaszaniu, tętnie itp. niuansach. Jeśli tak jest niech więc nie plecie bzdur!!!
    

Pamiętam jego niedawny komentarz z pewnego biegu w tegorocznym prologu Tour de Ski kobiet. Justyna Kowalczyk po zaciętej walce pokonuje Marit Bjørgen o zaledwie 0,4 sekundy a gość w euforii (to akurat rozumiem) wykrzykuje: „DEKLASACJA!!! Justyna zdeklasowała Marit Bjørgen!!!”  Taka różnica czasu to może być deklasacją w sprincie na 100 m a nie w biegu na 3,1 km!!!

Niestety takich kwiatków jest więcej. Czasem żal, że nie ma już takich sprawozdawców jak Jan Ciszewski, Bogdan Tuszyński, Bogdan Tomaszewski. Chociaż Jan Ciszewski na piłce znał się średnio a o jego „poprawnej” polszczyźnie krążyły legendy, to potrafił niesamowicie wprowadzać napięcie. Wydaje mi się, że ta stara emocjonalna szkoła wywodząca się z radia, polegająca na rozbudzaniu wyobraźni, budowaniu napięcia, modulacji głosem odchodzi wraz z tymi ludźmi i z tym szlachetnym sportem. Oni potrafili budować herosów ze zwykłych ludzi, doceniali ich wysiłek i nie obrażali pokonanych mimo, że wytykali im z dużą fachowością błędy.

Dzisiaj szuka się sensacji pseudo sportowych. Szuka się tego jak wygląda biceps jednej biegaczki, jak wyglądają piersi drugiej. A jak ma wyglądać ręka kobiety, która haruje fizycznie ciężej niż wielu facetów wpylających chipsy przed telewizorem. Przecież kobiety czy mężczyźni na ulicach też wyglądają różnie i nikt nie robi z tego specjalnych sensacji. Jedni są wyżsi inni niżsi itd. Przecież ważne jest to co osiągnęli talentem i bardzo ciężką pracą

Na szczęście gdzieś czasem pojawiają się ludzie, którzy do swojej pracy podchodzą z pasją. Jak pasjonaci starają się poznawać dyscypliny, o których mówią. Uczą się od trenerów, zawodników i mistrzów. Tacy też są. Dzięki nim sport jest piękniejszy, ciekawszy i potrafi budować piękne pozytywne emocje.

Często na zawodach gdzie startujemy są osoby, które zajmują się komentowaniem imprezy dla kibiców. Tu też czasem, potrafi być, delikatnie mówiąc, zabawnie. Kiedyś rozgrzewałem się do biegu na 10 km w Gnieźnie. Żar lał się z nieba, słońce grzało niemiłosiernie a komentator radosnym głosem szczebiotał, że biegacze mają wspaniałą pogodę do biegania i można spodziewać się wielu życiówek i doskonałych czasów.

Jak to usłyszałem aż cos w środku mi się poprzestawiało. Co za pacan!!! Ludzie zerkali na siebie, niektórzy kręcili głowami, inni pukali się w głowy. Już wkrótce ta „super pogoda” maltretowała biegaczy, wielu mdlało tuż za metą a komentator? Komentator szczebiotał dalej w najlepsze.

BIEGANIE | BIEGI | BIEGAĆ | MARATONY | MARATON



No cóż sport bez kibiców, sprawozdawców, komentatorów i tej całej otoczki wokół byłby na pewno też ciekawy ale zdecydowanie nie nadawałby się do sprzedaży. Oni też są potrzebni tyle, że powinni wiedzieć co mówią a nie mówić co wiedzą.

Wiesiek