Biegam, bo nie jestem sama...

Marcin Dulnik 2012-12-04 00:00

Rozmowa z mieszkającą w Elblągu Beatą Nienadowską, biegaczką, która wymyślając hasło „Żyję dla Sportu, wiem że nie jestem sama“ zwyciężyła w konkursie ASICS, którego nagrodą jest start w Tokyo Marathon 2013

Beata Nienadowska
Biegam, bo nie jestem sama

Bieganie zaraża. Ty zarażasz bieganiem? Czy Ciebie ktoś zaraził?

Tak, to prawda. Bieganie zaraża. Ja zaraziłam się bieganiem od mojego partnera Wojciecha. W przeszłości nigdy nie uprawiałam żadnego sportu, Wojciech natomiast „zawsze” coś trenował. Gdy się poznaliśmy akurat zaczynał swoją przygodę z maratonem. Przyglądałam się jego treningom, startom i sama postanowiłam spróbować. Ostatnio zaraziłam bieganiem kilku moich nowych kolegów ze studiów (bo ciągle się uczę) w Wyższej Szkole Policji w Szczytnie. Urzekło ich to, że z taką wytrwałością wstaję o szóstej rano, by troszkę potrenować. Teraz, gdy się spotykamy na zjazdach biegamy wspólnie.

Od jak dawna biegasz?

Wszystko zaczęło się w 2006 roku, gdy wyznaczyłam sobie cel – „maraton na czterdziestkę”. Przygotowania do startu zaczęły się od stopniowego zwiększania dystansu, jaki pokonywałam - najpierw cały miesiąc codziennie po 1 km, a następnie po 2, 3, 5, 10 km. Jeśli chcesz naprawdę „wsiąknąć“ w bieganie, musisz biegać codziennie. Czasami ciężko jest się przemóc, ale z mojego doświadczenia wiem, że jak już się ubierzesz i wyjdziesz na trening - to pobiegniesz. Do dziś pamiętam te kilometrówki - chyba nigdy później nie byłam tak zmęczona bieganiem, jak wtedy. Myślę, że teraz nie chciałoby mi się nawet wychodzić na tak krótki bieg, ale wtedy to był wyczyn życia!

Pamiętasz swój pierwszy bieg uliczny?

Pierwszy bieg uliczny zaliczyłam w tym samym roku w Lęborku na 10 km. Pamiętam, że szłam wtedy trzy razy, ale byłam szczęśliwa, że dotarłam do mety, że nie poddałam się. Pierwszy maraton przebiegłam w 2008 r. w Dębnie z czasem jak dla mnie, mojego partnera i kolegów biegaczy zawrotnym – 3:55:32. Ciekawe, że na starcie bałam się, że nie zmieszczę się w limicie 5 godzin. Gdy dotarłam do mety mojego pierwszego maratonu od razu wiedziałam, że pokonywanie dystansu 42,195 to jest to, co będę robiła tak długo, jak tylko będę mogła chodzić. Bo ostatnią „życiówkę” zamierzam zrobić dopiero na sześćdziesiątkę. Rok później, również w Dębnie na swoim piątym maratonie „złamałam” to upragnione przez wielu biegaczy „3:30”. Przybiegłam na metę z czasem 3:29:53. Jak wielka rozpierała mnie euforia, wie każdy biegacz mierzący się z dystansem maratonu. Dla tego uczucia wszechogarniającej radości mierzę się nadal w każdym biegu sama z sobą. Chcę to przeżyć ponownie, a potem znowu i znowu. Tak to już jest z nami – uzależnionymi od biegania maratończykami!

Biegasz sama czy w towarzystwie?

Początki mojego biegania były samotne, ale gdy już przebiegałam 10-15 km to zaczęłam doganiać dosyć liczną grupę biegaczy z mojego miasta. Teraz w zależności od treningu ( teraz to ja trenuję, a nie biegam) albo biegam wspólnie z grupą lub z partnerem albo samotnie z muzyką pokonuję wyznaczone planem kilometry.

Jak często trenujesz?

Biegam 6 razy w tygodniu, czasem z uwagi na brak czasu 5 razy. Pokonuję 12 – 21 km, od czasu do czasu trochę więcej. Miesięcznie wychodzi w granicach 280 – 320 km. Ktoś powie, że to dużo, ale dzięki takim treningom jak staję na starcie to nie myślę, „czy przebiegnę, czy dam radę” tylko „czy zrobię życiówkę”. A żeby móc tak myśleć trzeba się troszkę wybiegać.

Jaki jest Twój ulubiony dystans?

Przebiegłam już, a może dopiero 25 maratonów i jeden przepiękny 80 km „Bieg Rzeźnika”, na który na pewno wrócę. Po tej maratońskiej drodze było kilka sukcesów, tytułów „Mistrzyń”, ale za swój największy sukces uważam 3 miejsce kobiet open w Maratonie Solidarności w 2010 r. Duża niespodziewana nagroda, a jeszcze większa satysfakcja, że pokonałam kobiety o 20 lat młodsze, że stoję na podium z najlepszymi. Oczywiście biegam także półmaratony, piętnastki i dychy, ale nie lubię krótkich biegów, męczą mnie. Maraton to taki odpowiedni dystans na przemyślenia, na walkę ze swoimi słabościami, na „zobaczenie drugiego człowieka”.

Po jakich nawierzchniach najczęściej biegasz?

Od wiosny do jesieni biegam po swojej ukochanej „Bażantarni” - zabytkowym parku leśnym położonym na skraju Wysoczyzny Elbląskiej. Niestety w okresie najcięższych treningów, czyli od listopada do marca, z uwagi na to, że trenuję dopiero po pracy muszę biegać po chodnikach miasta. Mam wymierzone dwie pętle 5 oraz 10 km i przemierzam je monotonnie w dni robocze. Na szczęście wynaleziono mp3.

Finisz maratonu. Czy potrafisz wskazać 3 słowa, które najlepiej oddają to, co czujesz?

Jeżeli mam w trzech słowach określić to, co czuję na finiszu maratonu to będzie to zapewne „jeszcze trochę urwę”. A potem błogie zadowolenie, że to kolejny maraton, który ja pokonałam, a nie on mnie. Grochówka, piwko, czasem uda się „pudło” i już nachodzą myśli „kiedy i gdzie następny” i oczywiście, kto będzie jechał.

Skąd taki pomysł na zwycięskie hasło reklamowe? Czy możesz je dla nas rozwinąć?

Dużą satysfakcję daje mi „doprowadzenie” do mety innego zawodnika. Bo przecież „nie jestem tam sama”. Kilka razy już mi się to udało. I cały czas zastanawiam się, czy ta radość drugiego zawodnika nie jest czymś wspanialszym niż osiągnięcie własnego wyniku zgodnie z założeniem.. Zauważyłam, że do mnie (jak i do innych biegaczy pewnie też) „przyklejają” się na trasie ludzie. Biegnę zawsze równym tempem i to bardzo niektórym pomaga. Czasem po drodze, gdzieś ktoś zostanie, resztę trasy pokonując już sam, ale pamięta ten wspólny wysiłek, wspólną walkę. Potem autentyczna radość, tych ludzi, że znowu mnie widzą, podziękowania, uściski, a nawet upominki. Jak ten od Mariana z Dębna z karteczką, którą przechowuję do dzisiaj „…dziękuję za równe tempo w maratonie, bo takiego czasu bym nie zrobił”. To jest wzruszające i takie ciepłe. To właśnie stąd wzięło się hasło, które zaproponowałam „Żyję dla sportu, wiem że nie jestem sama”. Jest wokół mnie tysiące takich wariatów zapaleńców i wiem, że na trasie nigdy nie jestem sama. Ten zagada, ten się uśmiechnie, ten poda wodę, a ten zrobi zdjęcie … zawsze ktoś z tobą jest. Gdy wyciągnęłam kupon konkursowy z worka startowego w biurze zawodów przed 13. Poznań Maraton, przeczytałam początek hasła i spojrzałam na odwrotną stronę kartki przedstawiającą start maratonu w Tokio - hasło dopowiedziało się samo. Muszę się przyznać, że oczyma wyobraźni ujrzałam się na tym starcie wśród tysięcy maniaków takich jak ja.

Brałaś już udział w imprezie biegowej poza granicami Polski?

To będzie mój pierwszy start zagraniczny. Jak zaczynać zagraniczne podboje to nie byle gdzie!

Jak zareagowałaś  na wiadomość, że to właśnie Ty polecisz do Tokio, aby pobiec w Tokyo Marathon 2013?

Już wracaliśmy z maratonu w Poznaniu do domu, gdy zadzwonił kolega i poinformował mnie, że wyczytują moje nazwisko jako zwycięzcę konkursu. Najpierw z niedowierzaniem przyjęłam tą wiadomość, ale po zakończeniu spokojnej rozmowy z przedstawicielką firmy ASICS wrzeszczałam z radości. A potem masa smsów, telefonów, gratulacji. Ucieszyłam się, że wszyscy tak dobrze to odebrali, że cieszą się razem ze mną, że nikt nie mówi „a tam, udało jej się”. Właściwie to każdy, kogo znam mówi „należał ci się ten wyjazd”.

Planujesz jakieś szczególne przygotowania do tej imprezy?

Oczywiście chciałabym tam zrobić „życiówkę”, ale wiem, że będzie ciężko, bo wolę raczej cieplejszą pogodę, a tam będzie raptem 10-12 stopni, no i ten tłok na starcie i trasie też na pewno zrobi swoje. Ale przecież jeszcze tyle biegów przede mną. Będę się cieszyć biegiem, ludźmi, widokami, atmosferą. Kiedy udzielałam pierwszego wywiadu biegowego w 2008 roku to wypowiedziałam marzenie, które wydawało się wtedy nie do osiągnięcia „chciałabym złamać 3:30 w maratonie” - spełniło się w następnym roku. Teraz z tą samą nadzieją mówię „chcę złamać 12 godzin w biegu 7 Dolin na 100 km w Krynicy Zdroju”. Wiem, że to duże wyzwanie, ale wiem także, że ultramaratony są dla mnie. Kocham góry, kocham biegać, kocham walkę. Czy jest coś, co może mnie złamać?

Czy uprawiasz jakieś inne sporty?

Na razie na inny sport nie mam czasu. Troszkę nart biegowych zimą, ale nie za wiele, bo zima to tradycyjnie czas długich wybiegań. Chciałabym kiedyś wystartować w triathlonie, ale niestety jeszcze nie nauczyłam się pływać. Mam nadzieję, że kiedy będę miała więcej czasu na emeryturze to w końcu się nauczę. Ironman Triathlon robi na mnie wrażenie, ogromne wrażenie, kusi strasznie.

Czym zajmujesz się na co dzień?

Jestem policjantką – Zastępcą Naczelnika w Wydziale do Walki z Przestępczością Przeciwko Mieniu w Komendzie Miejskiej Policji w Elblągu. I tu też przydaje mi się mój sport, moja pasja. Bieganie daje mi wyciszenie, spokój i bardzo dużo wyrozumiałości dla kolegów, podległych pracowników, dla ludzkich ułomności. Zawsze im powtarzam, nie ma rzeczy, których nie można pokonać, rzeczy, których nie da się zrobić, trzeba tylko chcieć i co bardzo ważne - trzeba mieć z kim to zrobić. Bo człowiek nie jest przecież sam.

Dziękujemy za rozmowę i życzmy powodzenia w Tokio!